wtorek, 5 lipca 2011

DOBRZE MIESZKAJ- Niespodziewany prezent i wyroby własne...

Nie da się ukryć, miasto w którym mieszkam to naprawdę pipidówka i zaścianek. Sypialnia Krakowa i Katowic, 40- tyś miasto smutnych ludzi, największa ekspozycja kostki brukowej jaką jesteście sobie w stanie wyobrazić...aaa, zapomniałabym- w moim mieście jest jeszcze galeria handlowa sztuk jeden:)) Same widzicie, że mieszkając w takiej metropolii czasami człowiek może mieć pod górkę. Ale od czego ma się Internet?:>
Za pośrednictwem Internetu właśnie, zwiedzać mogę różne dziwne miejsca, tym razem trafiłam na bloga JUSTYNY. Oczywiście, jak każde typowe zwierze sieciowe, zaczęłam zwiedzanie Jej bloga od obejrzenia zdjęć. Jak wiecie nie należę do entuzjastów wszechobecnej bieli i koronek, rustykalny styl nie jest mi w żaden sposób bliski, ale ciekawe i kolorowe ilustracje dizajnerskich mebli i gadżetów, oj to oglądać lubię...Przepadłam więc z kretesem zagłębiając się w coraz to bardziej kolorowe ilustracje, a gdy spostrzegłam, że blog Justyny jest 'firmowym' blogiem jednego z magazynów wnętrzarskich oczywiście zachciało mi się gazetkę zanabyć drogą kupna;)) I tutaj zaczęły się schody. Salonik prasowy i owszem w moim mieście jest, sztuk jeden offkors, ale wypasiony, wszystkie kolekcje z Harleqina są, chyba wszystkie wydania Fuck'tu też można dostać...Ale o piśmie DOBRZE MIESZKAJ obsługa saloniku nie słyszała. Nawet i nie, żeby padło zza lady sakramentalne, historyczne "Było, ale wyszło" Nic z tych rzeczy. Nie ma i już. I koniec i finito. Oblizałam więc rany jak zbity kundel, pogodziłam się z myślą, że jak będę przejazdem w jakieś większej miejscowości to sobie zakupię. Przeszłam nad tym do porządku dziennego, aż w zeszłym tygodniu, znowu będąc na blogu Justyny pożaliłam Jej się, że taka sromota ze mnie, gazety kupić nie mogę, a ochota by była...Pragnę zaznaczyć, że Justyny w życiu na oczy nie widziałam, znajomymi żadnymi nie jesteśmy, żadni szwagrowie wspólni nas nie łączą, ot obce kobiety w jednej wspólnej sieci, satelitą czy innym światłowodem połączone i tyle. Wyobraźcie więc sobie jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy Justyna sama z własnej woli zaproponowała, że skoro pisma u siebie kupić nie mogę, to ona z chęcią do mnie gazetę pośle. Szczerze powiem- nie należę do kobiet które lubią żerować na czyimś dobrym sercu. Wiecie, człowiek jakoś tak nauczony, że jak sam nie kupi/zrobi/zdobędzie- to samo nie przyjdzie. W pierwszej więc chwili miałam szczery zamiar grzecznie podziękować za tą propozycję i odmówić, ale...sobie...pomyślałam...że...przecież z tej grzecznej odmowy mojej to po pierwsze- żadne ładne zachowanie, bo to jednak dość niezręcznie odmawiać, gdy ktoś oferuje, a po drugie- hmm, dostałyście kiedyś jakąś gazetę bezpośrednio od SAMEJ REDAKTOR NACZELNEJ????....;):D
Ja dzisiaj dostałam:))Jestem bardzo Justynie wdzięczna i bardzo zadowolona. Dzisiaj wieczorem będę mogła zagłębić się w piękne wnętrza, cudne gadżety domowe, wspaniałe meble.
Stokrotnie Ci Justyno dziękuję!!!Sprawiłaś mi wielką radość tym prezentem!!!


ps. Piękny listopadowy lipiec za oknem sprzyja domowym robótkom to i powstał wczoraj komplet biżuteryjny, bransoletka i kolczyki.*
*- w charakterze ekspozytora kolczyków wystąpiła firanka;):D
ps1. Kochane, bardzo Wam dziękuję za tak liczny udział w moim Candy. Nie odpisuję na komentarze w tamtym poście, żeby później się nie pogubić w losowaniu. Jeszcze raz serdeczne dzięki dla Was:)))
Serdecznie pozdrawiam, życzę nam wszystkim więcej słońca tego lata:)