piątek, 17 grudnia 2010

Pani Lejdik kupuje karpika...

Jako, że na blogach generalnie WSZĘDZIE mieni się od świątecznych dekoracji i piernikowe zapachy unoszą się niemal w powietrzu to i u mnie nie może zabraknąć świątecznego nastroju....
Z tym, że u mnie będzie baaardzo pospolicie i banalnie, bo ja w świąteczny nastrój wprowadzam się zakupami...a zakupy rozpoczynam od karpika.
Karp to moje ulubione danie Wigilijne, mogę go pożerać tonami ale TYLKO podczas Wigilijnej kolacji smakuje mi tak wyśmienicie:))) No niestety, żeby karpika zjeść trzeba karpika ubić...cudów nie ma, rybkę trzaa życia pozbawić, jak i świnkę i wołka na szynki...Tyle, że wieprzowinkę biją w rzeźni, a ryPPkę trzeba samemu...Zwykle takimi sprawami w praktycznie każdym szanującym się domu zajmują się mężczyźni, wiadomo, że eteryczne, wrażliwe kobieciątka mogą co najwyżej omdleć na widok rybich flaczków,  że o samej ceremonii uśmiercenia zwierzątka nie wspomnę...No, właśnie zwykle to tak bywa, ale...Jeśli eteryczna, wrażliwa kobiecinka posiada męża sztuk jeden, żywej wagi 110kg, wzrostu słusznego...to eteryczna, wrażliwa kobiecinka musi się liczyć z faktem, że mężulo tYsz należy do wrażliwych, ryby nie ubije, pająka prawie, że się boi, przed żabami jeszcze nie ucieka, ale kto wie, kto wie...;))Nim żył mój Tato, nie było problemu, mama ryby w wiadereczku nosiła, tato bił praktycznie bezkrwawo, wszystko odbywało się w zaciszu piwnicy, nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, a ryba na stole prezentowała się zawsze wyśmienicie. Niestety od 6 lat całą tradycję świąteczną w moim domu szlag trafił, świat stanął na głowie, nigdy już nie będzie tak samo...Długo trwało nim 'dorosłam' żeby o tym napisać nawet...
No, w każdym bądź razie mój mąż jako wrażliwiec ryby nie uśmierci, sąsiedzi równie wrażliwi, po ludziach latać nie będę, wynalazłam sposób inny, wszak trzeba sobie radzić. Nieopodal mojego domu jest buda- w budzie całoroczna sprzedaż żywych ryb, dobry towar z samego Zatora- sam się praktycznie sprzedaje. Pani Lejdik uwielbia tę budę, zwłaszcza w przedświątecznym okresie:))
To i dzisiaj się wybrałam, grzecznie rybki oglądałam, po czym zapadła decyzja i prawię do pana miłego ze sklepu- " Te trzy karpiki- ZABIĆ" Pan pobiera złociaka od zabójstwa więc łaski nie robi, ale Pani Lejdik przesz karpia nawet na dzwonka nie podzieli, a Pan mąż wiadomo- wrażliwiec. No więc grzecznie panu sklepowemu mówię, że proszę pokroić w dzwonka, pan równie grzecznie pyta, czy i rybkę usmażyć...Odrzekłam łaskawie, że i owszem nie trzeba się fatygować ze smażeniem, ale oczy rybce też wydłubać, bo rybie łebki pod zupkę najpyszniejsze, ale ...jak oczka ryby patrzą to ja umieram w kuchni...Na co pan sklepowy już nieźle uśmiany pyta grzecznie czy ja męża nie mam, że tak wszystko muszę sama...Na co ja panu sklepowemu, że i owszem, mąż jest...ale jakbym miała na męża liczyć to bym nawet syna nie miała....
Pan sklepowy umarł ze śmiechu, rybę sprawił ze wszystkim, oczy wydłubał, grosza !!! za to nie wziął...Rączki całował, drzwi otwierał z budy swojej wyprowadzając...
Mąż, wrażliwiec, ojciec jedynego dziecięcia mojego  szczęśliwe bloga nie czyta w rozmowie w sklepie nie uczestniczył o niczym pojęcia nie ma, a Wam to opisuję ku przestrodze- do czego to się trzeba posunąć żeby ten cholerny karpik i to w najlepszym wydaniu na stole w wieczór świąteczny się pojawił:))
A żeby nie było tak całkiem bezzdjęciowo to sobie coś tam  zrobiłam ostatnio...



wtorek, 14 grudnia 2010

Tytuł jeszcze nie posprzątany...;))

Tytuł się poszedł posprzątać przed świętami, nie wiem kiedy wróci...;))
Kochane moje, od kilku dni mam wielki dylemat, a mianowicie nie wiem o czym napisać tą notkę i to w taki sposób aby otrzymała co najmniej 20 komentarzy....Poprzeczka przy Candy z Loretą została przez Was naprawdę bardzo wysoko postawiona!!! 110 komentów pod aniołkiem, a ja się tu muszę wypocić twórczo, żeby najbardziej lojalne i wierne czytelniczki zostawiły po sobie jakikolwiek ślad w postaci kilku miłych słówek! Musiałabym chyba jakiś nie lada skandal wywołać w blogowym świecie, żeby pod kolejnymi notkami zobaczyć przynajmniej połowę tego, co pod notką o Candy;)) Kusi mnie i owszem, skandale dobrze się w sieci czytają, no ale cóż ja muszeczka mogę wymyślić???Przecież nie napiszę Wam o tym jak jedna anonimowa osobniczka drugiej Elisse wtłukła w galerii handlowej!!Albo, że niejaka Magoda z miłości do czekolady uciekła od męża z plantatorem kakao...Tak więc póki co, o skandalach w blogosferze nie będzie. Będą za to ptaszki!!!
Sikorka mnie rozśmieszyła, bo niby taka płochliwa, a pozwoliła sobie zdjęcia robić i to całkiem z bliska. Kolejne ptaszki są przeze mnie nie nazwane, może Wy wiecie co to za pięknotki pozwoliły się podejść i sfotografować???Niby gile, ale brzuszków nie mają czerwonych...Hmm, no nie wiem, nie znam się...
ps. Loreta poleciała już do OriBelli- poczta polska za ten lot jest odpowiedzialna...mam nadzieję, że się poczta wykaże!:))
Miłego przedświątecznego zajoBBka wszystkim życzę i sama w takowym trwam:))


 A to tutaj to nie jest kura rosołowa;))