środa, 10 listopada 2010

Klimakterium... i już...!!!;))

Która jeszcze nie miała, tej nie ominie, kto przeszedł może się już z tego pośmiać, kto przechodzi- no ma pecha, ale trzeba przeżyć;):D
Kochane moje- kto nie widział, niech szuka w pobliskich teatrach, kto już oglądał- ciekawa jestem Waszych opinii. Dla mnie (lat 39!!:D) doskonałe przedstawienie. Pełen optymizmu spektakl w którym w dość oczywisty sposób ukazane zostały przemiany biologiczne jakie mają miejsce (niestety!) w każdym żywym organizmie kobiety;))
Kochane, na nasze smutki wymyślono już piŃcet plasterów, hormonów, pastyleczek i zastrzyków, na problemy mamy kolorowe pisemka i zwykłą radość z tego, że znielubiona sąsiadka lusterko w aucie straciła, ale jeśli Wam mało pociesznych wrażeń- gorąco polecam, kupcie bilet, weźcie ze sobą przyjaciółki, idźcie!!! Wybawicie się setnie, nabierzecie dystansu, miną wszelkie troski, niechby i tylko na 2 godziny, ale zawsze to- warto!!! Po natłoku różnej maści komedii romantycznych, bardziej lub mniej udanych, stwierdzam, że nie ma to jak 'odmóżdżyć' się w teatrze, naprawdę świetna zabawa!:))
ps. Oczywiście mój dzień lenia już minął, robota wre, dekupaże się lakierują, w sklepie różne nowości, kto chętny zapraszam do odwiedzin, kolejne nowości już wkrótce...słoneczko przygrzewa, liście trzeba kończyć grabić w krzyżu czasem łupnie, ale póki co dla mnie jeszcze nie pora by zaśpiewać...


poniedziałek, 8 listopada 2010

Co słychać za oknem....

Zapuściłam się w blogowaniu okrutnie z przykrością muszę stwierdzić, towarzysko poległam nie tylko w blogowej sferze, ale i w realu (głupie słowo) coraz trudniej znaleźć mi czas na normalne, babskie spotkanie...Nie twierdzę, że mi się ten stan rzeczy podoba- wręcz przeciwnie!!! Tęsknie zarówno za moimi znajomymi znajomymi;):D Jak i za Wami (droga, polska internetowa inteligencjo;)). Twórczo również poległam, wszystko porozpoczynane, końca żadnego nie widać, dekupaże proszą o lakier, a ja stoję z robotą z tej prostej przyczyny, że ostatnio z czasem u mnie dosyć kiepsko...ot samo życie, pewnie każdy tak ma, że czasami dostać można czkawki z pośpiechu, noc miesza się z dniem, dni mijają jak dzikie, tygodnie całe umykają gdzieś przez palce, a człowiek aby szybciej, aby zdążyć goni gdzieś ciągle i biega:)
Postanawiam zapanować nad chaosem, oddać się odrobinie rozpusty, pooglądać Wasze blogi, ot dzisiaj funduję sobie dzień lenia!!! 8 listopada to chyba dobra data na tak wiekopomne wydarzenie:)))
Rano udało mi się pić kawkę i czynić zaokienne obserwacje, jak wiecie zeszłej zimy zamontowałam karmnik, oswoiło się wtedy kilka ptaszków, dzisiaj póki co zimy jeszcze (całe szczęście) nie widać, ale pojawili się już skrzydlaci przyjaciele. W sumie ...są chyba na moim podwórku cały rok, przynajmniej ci których pokazuję teraz, no ale...liście z drzew opadły- obecnie są więc bardziej widoczni. Kto ma dzieci małe proszę pokazać jak prawdziwy ptaszek wygląda, niech maluszki widzą, że prawdziwe ptaszki w przyrodzie i owszem- występują:))
Na początek gołąbki w romantycznym gruchaniu zastane, wdzięczą się do siebie udając, że obiektywu aparatu w ogóle nie widzą...
A teraz mój faworyt- dzięcioł:))jest też pani dzięciołowa, niestety nieuchwytna taka, ulotna, płochliwa, nie udało się jej podejść...więc pan dzięcioł co w drzewo puka i korników szuka -musi wystarczyć na dobry początek:)

Prawda, że uroczy??:))
Z serdecznymi pozdrowieniami dla Was wszystkich, bardziej i mniej znajomych, oglądających, komentujących, zbłąkanych przechodniów blogowych, stałych bywalców....miłego tygodnia wszystkim, dziękuję za wizytę:))