piątek, 1 stycznia 2010

Noworocznie o parytecie...

Parytet (z łac. paritas = pol. równość) – zasada równości proporcji dwóch lub więcej wielkości określana prawnie a priori.

Swój dzień przeważnie zaczynam od kawy, fotela i newsów w TVN24. W porannym studio tej telewizji znajduje się 2 dziennikarzy, osoba prowadząca (zawsze jest to mężczyzna) i prezenterka podająca średnio co pół godziny najnowsze informacje. Facet i kobieta. Nigdy nie zauważyłam aby walczyli między sobą o czas i prawo głosu na antenie. Wręcz przeciwnie prowadzą ten poranny program z lekkością, mężczyzna czasami puszcza oko w postaci miłego dowcipu do swej studyjnej koleżanki, sprawiają wrażenie, że naprawdę dobrze im się razem pracuje. W tym porannym studio TVN w ciągu tygodnia obecnych jest ok 10 dziennikarzy- prezenterów, wnioskuje, że zarówno mężczyźni jak i kobiety znaleźli się tam tylko dzięki swojej fachowości, myślę, że zarabiają tyle samo, w moim mniemaniu parytet został zachowany. Mężczyźni i kobiety które tam pracują są specjalistami w tym co robią, co ja- anonimowy widz mogę potwierdzić swoją bezstronną codzienną obserwacją.
Zmiana programu - włącza się bloczek reklamowy. Bloczki reklamowe są jednym z ulubionych przeze mnie programów TV.
Luksusowe auta w przeważającej części są reklamowane przez drapieżne kocice (psychologia taka->auto jest dla NIEGO->dajmy mu więc do zrozumienia, że jak będzie miał taką/naszą/ brykę, to żaden lachon mu się nie oprze)
Pomijając towary luksusowe, cała reszta reklam adresowana jest do kobiet. Właściwie nie ma w tym nic złego, bo to głównie my- >kobiety odpowiedzialne jesteśmy za to co w koszyku w sklepie, a później u nas na stole. I co w tej reklamie, której my, babeczki jesteśmy odbiorcą znajduję???…Otóż- ambicją życiową każdej matki i żony jest śnieżnobiała biel koszuli naszych mężów/ dzieci. My, kobiety każdy ułamek sekundy swego życia pragniemy poświęcić temu aby samce, niechby i te najbardziej rodzinne miały NAJlepszy serek, Naj masełko, Naj czekoladki, a jeśli dopadnie nas przypadłość comiesięczna to się damy żywcem zakorkowac, tylko li wyłącznie po to, żeby prześcieradło które dzielimy z tym super- samcem broń boże na tym nie ucierpiało…
Wpieprza mnie więc gadanie o parytecie i oglądanie reklam…Bo cholera znajome mi kobitki nie potrzebują super proszku do pełni szczęścia, a drzwi do ich karier zawodowych nie zostały otwarte przez żadnego supersamca, tylko przez nie same. Swoją postawą, zaangażowaniem, wykształceniem ->osiągamy to na co mamy ochotę. I cholera jesteśmy świadome swojej wartości, więc po co wciska się nam durny kit przez speców od marketingu, o tym, ze nasze miejsce i ambicje to gary/ proszki/ zupka dla mężusia, skoro my, zakładając sobie swoje cele- osiągamy je i… kurcze, nie znam żadnej, absolutnie żadnej laseczki, a znam ich trochę, dla której celem nadrzędnym jest zmywanie garów w super ekonomicznej zmywarce…Reklama próbuje pograć nami, wcisnąć nam marny towar, to wiemy wszyscy, ale dlaczego u licha ciężkiego starają nam się włożyć w łeb i psyche jakąś durną rolę słodkiej idiotki marzącej tylko o idealnym zaspokojeniu wymyślnych potrzeb naszych bliskich…???
Więc jak słyszę PARYTET to wydaje mi się, że cała ta ( w moim mniemaniu) sztuczna, nikomu nie potrzebna, a przynajmniej kobietą, dyskusja o równych prawach płci- została wykreowana przez speców od reklamy jogurtów, którzy dając nam swój produkt, wydają się mówić-> masz na co zasługujesz, przecież o niczym innym nie marzysz, niczego więcej nie oczekujesz, nic innego się dla ciebie nie liczy....
W Nowym Roku, życzę więc czytającym te słowa, aby osiągały sukcesy, spełniały marzenia i realizowały swe cele, nie bacząc na żaden PARYTET…Jesteśmy dzielne i mądre, rodzimy dzieci, borykamy się z codziennością, umiemy sobie radzić w każdej sytuacji… A jeśli nie chcemy zajmować żadnego miejsca w polityce, to tylko dlatego, ze nie brak nam inteligencji…:)
PS. To bardzo wyrywkowa część moich noworocznych przemyśleń, parytet jeszcze wróci...

środa, 30 grudnia 2009

Jabłoń Lanarte- oprawiona!!!

Przedostatni dzień roku, niektórzy robią rachunek sumienia, inni bilans zysków i strat, ja oprawiłam haft, który produkowałam przez 10m-cy!:))
Serdeczne Ci dziękuję Uleńko za Twoją pomoc w zdobyciu schematu, oficjalnie mianuję Cię matka chrzestną tej dziubanki, masz pełne prawo do rozbicia butli szampana...niekoniecznie o ramę hafciku;)))


Fotka kiepskawa dość bo zrobiona przy sztucznym świetle:)

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Czerwono mi....


Od czasu Wielkiego Remontu (WR) jaki miał miejsce w moim domu i po którym nastąpiły radykalne zmiany w kolorystyce moich wnętrz, otóż od tego czasu jakiejś totalnej głupawki dostałam i zakręciłam się na czerwony. W sklepie widzę tylko czerwone ciuchy, w warzywniaku najchętniej kupowałabym kilogramy żurawiny, a jadąc samochodem dostrzegam tylko li wyłącznie czerwone znaki zakazu;)) Dzisiaj byłam w Ikei, ten poświąteczno- przednoworoczny czas nie nastraja mnie w ogóle do jakichkolwiek działań na żadnym polu, popadłam w stan błogiego zimowego lenistwa i sobie w nim tkwię. Do Ikei pojechałam z zamiarem zanabycia ..czegoś, bliżej nie określonego, chyba mnie rozumiecie, że czasami człowiek musi..inaczej się udusi...;))
W temacie czerwonym Ikea rozczarowała mnie totalnie;/ Udało mi się tylko kupić czerwone pudełka tekturowe, chociaż miałam wielką ochotę na krwistoczerwoną lampkę. Lampka okazała się być tandeciarską szmirą, chociaż w katalogu wyglądała całkiem interesująco. W ogóle cała Ikea świeciła dzisiaj pustkami i widać było, że towar ze sklepu wymiotło, chyba personel przygotowuje się już do remanentu, inaczej tej towarowej pustki wytłumaczyć sobie nie potrafię.
Zakupy spaliły na panewce, ale i tak było miło co widać na załączonym zdjęciu.
ps. Kto zgadnie jakie to miasto w którym Ikea jest kiepsko zaopatrzona, a mim łazi z czerwonym!!piórkiem?:>