środa, 30 grudnia 2009

Jabłoń Lanarte- oprawiona!!!

Przedostatni dzień roku, niektórzy robią rachunek sumienia, inni bilans zysków i strat, ja oprawiłam haft, który produkowałam przez 10m-cy!:))
Serdeczne Ci dziękuję Uleńko za Twoją pomoc w zdobyciu schematu, oficjalnie mianuję Cię matka chrzestną tej dziubanki, masz pełne prawo do rozbicia butli szampana...niekoniecznie o ramę hafciku;)))


Fotka kiepskawa dość bo zrobiona przy sztucznym świetle:)

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Czerwono mi....


Od czasu Wielkiego Remontu (WR) jaki miał miejsce w moim domu i po którym nastąpiły radykalne zmiany w kolorystyce moich wnętrz, otóż od tego czasu jakiejś totalnej głupawki dostałam i zakręciłam się na czerwony. W sklepie widzę tylko czerwone ciuchy, w warzywniaku najchętniej kupowałabym kilogramy żurawiny, a jadąc samochodem dostrzegam tylko li wyłącznie czerwone znaki zakazu;)) Dzisiaj byłam w Ikei, ten poświąteczno- przednoworoczny czas nie nastraja mnie w ogóle do jakichkolwiek działań na żadnym polu, popadłam w stan błogiego zimowego lenistwa i sobie w nim tkwię. Do Ikei pojechałam z zamiarem zanabycia ..czegoś, bliżej nie określonego, chyba mnie rozumiecie, że czasami człowiek musi..inaczej się udusi...;))
W temacie czerwonym Ikea rozczarowała mnie totalnie;/ Udało mi się tylko kupić czerwone pudełka tekturowe, chociaż miałam wielką ochotę na krwistoczerwoną lampkę. Lampka okazała się być tandeciarską szmirą, chociaż w katalogu wyglądała całkiem interesująco. W ogóle cała Ikea świeciła dzisiaj pustkami i widać było, że towar ze sklepu wymiotło, chyba personel przygotowuje się już do remanentu, inaczej tej towarowej pustki wytłumaczyć sobie nie potrafię.
Zakupy spaliły na panewce, ale i tak było miło co widać na załączonym zdjęciu.
ps. Kto zgadnie jakie to miasto w którym Ikea jest kiepsko zaopatrzona, a mim łazi z czerwonym!!piórkiem?:>

środa, 23 grudnia 2009

Wesołych Świąt...


sobota, 19 grudnia 2009

Stroikowo i przedświątecznie...




Jako, że ostatnio "wypsło" mi się o stroikach, to i dzisiaj są. Może nie w całej krasie i okazałości, bo na żywo są jeszcze ładniejsze ( a ja bardziej skromna;)) Ale słowo się rzekło- pokazuję (czytaj- chwalę się...;))
Zima zagościła już na dobre, ptaszątka ogródkowe domagają się świeżej słoniny, pies- jak to pies typu futrzak, najchętniej spędzałby całą dobę na polu (reszta świata czyta 'dworze'), a ja ...o tempora o mores na ten 20 stopniowy mróz zabrałam się za mycie okna ...jednego co mi zostało na dobitkę w łazience. Płyn do szyb miałam z alkoholem, wypasiony taki...całe 8 zl kosztował, więc nie wiem czemu myślałam, że tego alkoholu to spokojnie jest na tyle aby płyn nie zamarzał na szybie. Myliłam się, po pierwszym 'fuk' płyn dosłownie ścięło w momencie i może okno mam ciut brudnawe, ale za to jakie wzorzyste!!!:D:D No cud, mniód, malYna, a ja nie jestem blondynką;):D
Póki co czekam więc na odwilż z utęsknieniem, inaczej pozostanę z tą wątpliwą dekoracją na święta, ale nic to- przeżyje się.
Życzeń świątecznych jeszcze nie składam, planuję zjawić się tu w odpowiednim czasie i stroju...i wtedy pożyczyć.
Póki co pozostawiam pozdrowienia, cóż w odróżnieniu od innych przygotowywuję świąteczne przyjątko dla 8 osób;)))


poniedziałek, 14 grudnia 2009

Jest cudnie...???



Uprzejmie donoszę, że Mikołaja w tym roku u mnie nie było, całkiem nie wiem z jakiego powodu ten miły staruszek zapomniał o mnie całkowicie. Zamiast prezentów miałam jednak niespodzianki...
Niespodzianka nr1 moje osobiste, jedyne wyrośnięte dziecko już 3 tydzień przebywa w domu z powodu choroby. Tydzień 1 choroby młody człowiek był leczony domowymi sposobami, witaminki, syropki, etc...wydawało się, że jest dobrze. W poniedziałek poszedł więc do szkoły i ...się zaczęło... W przeciągu minionego tygodnia odwiedziłam kilka gabinetów lekarskich, wydałam kilka grubszych banknotów...Obecnie czekam na efekty leczenia. temperatura spadła, kaszel pozostał, siedzi więc w domu to moje dziecko i całe szczęście- nie marudzi!:))
A niespodzianka nr2 to...hmm, miedzy myciem okien, a innymi pracami przedświątecznymi dłubię sobie skrzyneczki i właściwie jest mi dobrze, mam teraz więcej czasu...bo sytuacja ekonomiczna...bo ble, ble, ble...
No, ale nie tracę nadziei, gdyż to praca jest dla ludzi, a nie na odwrót.
Z pozdrowieniami

czwartek, 3 grudnia 2009

Krzesła z gwiazdą*



A gwiazda bynajmniej nie jest betlejemska...;)
O tej porze roku powinnam była raczej zająć się bombkami i innymi ozdóbkami uprzyjemniającymi świąteczne dni, ale ostatnio tak pochłonęły mnie krzesła, że na nic innego nie mam czasu:)
A przepraszam, przypomniałam sobie, że jestem jeszcze w trakcie tworzenia stroików...jak mogłam zapomnieć;/ Stroiki spędzają mi sen z powiek, ponieważ o florystyce nie mam najmniejszego pojęcia, no ale jakieś tam powstają, ale pokażę je w kolejnym poście. Dzisiaj idziemy do kina....na biało czarny film...

sobota, 28 listopada 2009

15 lat mineło...


15 lat temu o godzinie 14.53 pojawił się na świecie mały człowieczek. Człowieczkowi w ogóle się nie spieszyło do wyjścia z brzucha mamusi. Leniwie się przewracał z boku na bok, sprawiając każdym swoim ruchem taaakie bóle, których się nie zapomina nigdy;)) I tak się kręcił przez jakieś 16 godzin, które człowieczkowej mamie zdawały się być wiecznością.
W końcu wyszedł, spojrzał na świat i na mamę z minką niewinną z błyskiem w oku, który zdawał się mówić " no dobra, jestem już"i...wziął i nie zapłakał nawet, rozglądał się tylko z ciekawością po tym nowym otaczającym go świecie. Dzisiaj mija 15 lat od tego zdarzenia, człowieczkowa mama co roku o tej porze odczuwa jakieś bóle w okolicy krzyża, zapewne fantomowe, takie wrażenie zrobiło na niej przyjście na świat tej małej fasolki:))
Na zdjęciach widać jak mała fasolka wyrosła już na całkiem duży groszek który ukochał sobie muzykę nade wszystko:)

poniedziałek, 23 listopada 2009

Krzesła i ja...





Rok 2004- wtedy powstało pierwsze krzesło które zdobiłam. Wtedy mnie cieszyły słodkie róże i delikatne przecierki, jeśli kto ciekawy na tym swoim pierwszym krześle siedzę do dzisiaj przy komputerze i nie wiem czy to sentyment, czy po prostu naprawdę jest takie wygodne i dobrze na razem.

Rok 2005- wielka akcja Gazety Wyborczej pn „Krzesła do nauki”- zgłosiłam się, a jakże z propozycją zdekupażowania krzesła…swoją ofertę przesłałam mailem, właściwie żałuję że nie widziałam miny Pani redaktor która maila ode mnie odebrała, ale z tonu jej wypowiedzi, już kiedy rozmawiałyśmy telefonicznie można było wywnioskować, że słowo „decoupage” jest jej całkowicie obce. Na serwerach GW do dzisiaj można znaleźć notatkę wraz ze zdjęciem autorki krzesła, nie wiedziałam nawet że wciąż tam ( i ja i krzesło)jesteśmy, ale oto link, faktycznie to ja, ściana w pokoju, która już dawno nie jest taka jak widać i w. w krzesło!

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35063,2841261.html

Tyle historia, a dzisiaj….

Robiąc pierwsze krzesło na aukcję dobroczynną dla lokalnego hospicjum nie wiedziałam jeszcze jak wykonam i czy w ogóle powstaną kolejne. Krzesło w żonkile bardzo się spodobało, po nim powstało krzesło w róże, a po nich…a po nich pewien poczytny miesięcznik, który zalegał u mojej koleżanki, a papier na którym zostaje wydawany bardzo mi się spodobał, otóż i ten miesięcznik znalazł swoje miejsce na kubełku ze sklejki którym dysponowałam.

Wczoraj, czyli 22.XI.2009 miałam przyjemność uczestniczenia w Jarmarku Rzeczy Ładnych w Chorzowie. Tam również prezentowałam swoje krzesła i tam również rozmawiałam z jakąś miłą panią z lokalnej gazety. Zarówno ona, jak i kilka innych, nie znanych mi osób, pytało- skąd czerpię inspirację i pomysły na krzesła. Hmm, w ogóle nie potrafię odpowiedzieć na tak zadane pytanie. Chyba każdy to otarł się o jakiekolwiek prace rękodzielnicze miałby trudność z odpowiedzią. Bo pomysły pochodzą z głowy…. A inspiracją w przypadku gazety był kolor, intensywnie czerwony, w przypadku krzeseł z ikonami X muzy…hmm- Andy Warhol i jego twórczość??? Nie wiem, wiem tylko, że obecnie na krzesłach które zdobię lakier końcowy nakładany jest w profesjonalnej lakierni meblowej. Te 10 warstw poliuretanu na krzesło dla GW mnie wykończyło;):D: D

A tak serio, myślę, że fachowe wylakierowanie krzeseł sprawia, że mogę dać dożywotnią gwarancję na trwałość zdobień które na nich wykonuję.

Z pozdrowieniami

sobota, 14 listopada 2009

A dzisiaj obiecane...



Coś za co najbardziej cenię i lubię Macieja Zembatego, czyli Jego dość specyficzne poczucie humoru i spory dystans do trudnego tematu śmierci jako takiej. Posłuchajcie tego uroczego kupletu do końca, zdecydowanie polecam;))

Jutro będą krzesła, muszę o nich napisać, bo przecież mam o nich tyle do napisania.
Z pozdrowieniami

piątek, 13 listopada 2009

Piątek....

Przepiękny wieczór. Spędziłam go razem z Maciejem Zembatym i jego akompaniatorami. Czas upływa, ludzie się starzeją, a muzyka trwa. Z całej gamy 'moich ulubionych' piosenek Cohena w wykonaniu MZ, dzisiaj wybieram właśnie tę.
Nie myślcie, że miałam przyjemność obcowania sam na sam z muzyką i jej twórcami. W ramach piątkowych spotkań ze sztuką, dzisiaj (dla odmiany) spotkałam się z koleżankami i wspaniale spędziłyśmy czas na koncercie. A przecież praktycznie w każdy piątkowy wieczór spotykam się tylko z kolejnymi SZTUKAMI garnków do umycia, zaległego prania, etc...
Nie jestem romantyczką, ale ten kawałek towarzyszy mi już tak długo...Sentymenty i wspomnień czar:)))
A jutro, lub kiedyś pokażę jeszcze coś, za co szczególnie lubię Zembatego...
Dzisiaj będę słuchać, słuchać, słuchać...a później jednak wybiorę się chyba na spotkanie z tymi domowymi zaległościami SZTUK:)
Z pozdrowieniami

poniedziałek, 2 listopada 2009

Post pod bardzo oryginalnym tytułem...





A mianowicie LISTOPAD...;):D
Dzisiaj na polu (u mnie jest pole, nie ma dworu) jest strasznie fajna pogoda. Troszkę zimno, ale słońce pięknie świeci, więc wyciągnęłam urobek z kilku ostatnich dni i popstrykałam fotki. Do przedstawianej kolekcji brakuje mi 1 skrzyneczki kawowej, wyszła ode mnie nim zdążyłam obfocić.
Nie będę pisała o tym, że czas goni nas, bo to dotyczy raczej większości userów. O tym jak było wczoraj na cmentarzu też nie napiszę, bo trudno wyrazić swoje emocje bez stosownego namysłu. Tak więc mijają dni, pogoda na dzisiaj piękna, ostatnio miałam się załamać z powodu utraty pracy przez mojego męża, ale cholera nie miałam czasu na wdepnięcie w solidny dół, ponieważ nowa praca w tzw. międzyczasie pojawiła się sama, a że perspektywy całkiem są przyjemne to i powodów do nerwacji jakichś szczególnych nie ma. I dobrze.

piątek, 30 października 2009

Lanarte- kwiat jabłoni



Zaczęłam haftować ten obrazek w styczniu, trochę trwało, ale szczęśliwie został ukończony w październiku. Jeśli czas tak nie będzie gonił to jest duża szansa na to, że jeszcze w 2009 moje 'Wiekopomne" dzieło doczeka się prasowania i oprawy;):D Póki co jest jak jest, nie prasuję bo jeszcze muszę wykrochmalić, nie krochmalę bo nie mam czasu...;/
Ten obrazek wypatrzyłam gdzieś w sieci, na mój apel o pomoc w zdobyciu wzoru odpowiedziała przemiła ulikop, to dzięki Niej moja doba w okresie ostatnich 10-u miesięcy liczyła jakieś 32godziny;):D Dziękuję Ci Uleńko!!! Było warto!
Nie potrafię haftować z wprawą godną mistrzyń XXX, staram się pamiętać o prawidłowym stawianiu krzyżyków, o nie plątaniu poszczególnych nitek i tyle. Ale praca z tak dużym (jak na mój brak doświadczenia w krzyżykach) obrazem dała mi wieeelką satysfakcję:)
Pozdrawiam:)

sobota, 17 października 2009

Październik...






Z przykrością stwierdzam, że w czynnym uczestnictwie w życiu blogowym zapuściłam się okrutnie. Niestety, jakoś dziwnie doba mi się kurczy, obowiązków przybywa, a sił
zaczyna dziwnie brakować. Na dodatek moje drugie ja;)) czyli ta część mnie która odpowiedzialna jest za dynamikę działania na polu aktywności blogowej wykazuje się absolutnym tumiwisizmem oraz lenistwem pospolitym. Nim wychowam to moje drugie ja i nauczę, że człek rzetelny angażując się w cokolwiek, niechby i w pisanie bloga, dokłada wszelkich starań by sprostać wszystkim obowiązkom, no więc nim to zrobię to pokażę efekty moich ostatnich poczynań dekupażowych. Ikonki sobie machnęłam, drobne 9 szt. (resztę można oglądać w zakładce "Sama sobie zrobiłam") jak zima- to zima:D:D

niedziela, 6 września 2009

No i po wakacjach...





Wstyd mi bardzo, że się tak długo nie odzywałam. Przepraszam. Nawet nie mogę zełgać, że komputer wysiadł mi na całe 2 miesiące, bo raczej nikt o zdrowych zmysłach mi w takie brednie nie uwierzy;))) No, ale mam za to dość wiarygodną wymówkę, a mianowicie planowany przeze mnie Wielki Remont właśnie się był zakończył, a jak Sz.P. wiecie - trudno machać pędzlem, wiercić wiertarką i obsługiwać klawiaturę. Tak więc minione wakacje spędziłam w dość pracowity sposób. I niech te słowa wystarczą na całe moje usprawiedliwienie:)) A trzeba pamiętać, że tego lata nie brakowało dni z temperatura powyżej 30st. C Spróbujcie cholera w tej temperaturze tapetować, albo malować położoną wcześniej tapetę z włókna szklanego. Nie jest to nic przyjemnego, zaręczam- ale za to jestem bogatsza w wiedzę o pracach remontowych wszelakich;)) Jakby kogoś interesował sposób na perfekcyjne nałożenie i wymalowanie w.w tapety- to ja się polecam;))
A ponieważ teraz, gdy piszę tę notkę jest już dość późno, a jutro jednak wstać trzeba- to zamieszczam parę fotek przed i po WR, do fotek dołączam serdeczności dla wszystkich odwiedzających, oraz specjalne ukłony dla Daisy, której bardzo dziękuję za pamięć o mej skromnej (khm, khm) osobie:))
ps. Zdecydowałam się na pokazanie kawałka przedpokoju, generalnie chyba jestem skrępowana publiczną prezentacją swojego, całkiem prywatnego domu, co jest raczej hipokryzją z mojej strony bo na innych blogach uwielbiam zaglądać ludziom prawie, że do garnków;):D

wtorek, 23 czerwca 2009

Spokojnie to tylko awaria...

Pragnę donieść, że od kilku dni mam uwalonego kompa. Nie redaguję więc nowych notek, nie mam pojęcia co słychać na mojej poczcie, outlook skonfigurowany tylko na osobistym komputrze;/ Jolinko, nawet nie wydrukowałam nr Twojego konta, poczekaj spokojnie w okolicach piatku powinnam juz odzyskać łączność ze swiatem, posciagam poczte- wyslę wszystko co powinnam:))
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, krew mnie zalewa bez mojego osobistego pudła, odkryłam, że chyba jestem nałogową interneciarą:D:D:D...i to jest bardzo miły nałóg, nie zamierzam z nim walczyć!:D

wtorek, 9 czerwca 2009

To i owo, czyli nic ważnego...


Zasadniczo to obiecałam Sylwi zdjęcia z ogródka. Sylwia będzie mi musiała wybaczyć, ale kompletnie nie miałam czasu pstryknąć fotek w czasie dnia, ale... udało mi się zrobić zachód słońca!!! I to jaki! Same zobaczcie, nie często widuję takie widoki, dlatego też Sylwuś- z przeprosinami za brak chwastów- ode mnie:))

A z życia codziennego to jest tak, że znalazłam sobie zajęcie i maluję w domu drzwi. Kiedyś się tym trzeba było zająć, a biorąc pod uwagę, że Wielki Remont (WR) w moim domu zbliza się wielkimi krokami (źli ludzie niebawem zapłacą/ odpukać;):D ) To i pora i czas ku temu zeby się spiąć i wziąć i pomalowac co sie da, przed odnowieniem ścian i calą resztą.
Nie będę opowiadać jak to jest- gotować, prać, chodzić do pracy i malowac drzwi od łazienki równocześnie, ale moj syn wczoraj stwierdził, ze jestem jednoczesnie w kilku miejscach naraz i zachodzil w glowe jak to mozliwe, coz- Da się!-:D
Tylko maniCJur mam ostatnio cholera dość kiepskawy...

piątek, 5 czerwca 2009

20 lat minęło…

Ja, 20 lat temu...

Ten post miał pójść wczoraj, niestety moja doba niezmiennie i wciąż liczy tylko 24godz. Ja jak zwykle i jak zawsze nadal mam tylko 2 ręce, ale dzisiaj też jest dzień, więc notka z obsuwą kilkugodzinną, ale w przeddzień wyborów do PE równie aktualna.
Próbowałam wczoraj cofnąć się wstecz i przypomnieć sobie co wówczas 04.06.1989 było dla mnie ważne. Okazało się, że właściwie nie tak wiele i bynajmniej nie w kwestiach patriotycznych i obywatelskich, Ale…
Wybory ’89 były pierwszymi wyborami w których miałam prawo głosu!!! Otóż w tym roku, w kwietniu, stałam się dorosłym obywatelem PRL, aby niebawem stać się obywatelem RP…
Moje pokolenie, nasze pokolenie, dzisiejszych niespełna 40- latków miało i nadal w mojej opinii ma- dość bogate w doświadczenia życie. Wczesna podstawówka, mój rocznik zaczynał edukację idąc tzw „programem10- latki” tzn. program edukacji na poziomie szkoły podstawowej został rozbudowany do wymogów 10- letniego trybu nauki, a realizowany w trybie 8-o letnim. Czy było ciężko- nie wiem, pojęcia dysortografii, dyskalkulii i innych „dys” nie były jeszcze wówczas znane. Ryć trzeba było, a jak z fizyki w 8 klasie wychodziło czyste 2 na koniec roku, trzeba było ryć bardzo mocno, żeby się ratować; ) Szkoła średnia- tu już nie chciano z nas robić supergigantów, tutaj ciekawe lekcje historii zapadły mi szczególnie w pamięć. W roku 86 właściwie wszyscy znali prawdę o Katyniu. O czym innym opowiadał na lekcji profesor z zupełnie innego zagadnienia byliśmy odpytywani. Jakieś szczególne osiągnięcia w walce z komuną?? Nie przypominam sobie. Słuchało się Lady Pank i Republiki, ludzi dzieliło się na punkowców i popersów (grzywka Ciechowskiego;)) na wspaniałym, nowoczesnym wówczas Grundigu nagrywało się z radiowej trójki notowania sobotnich list przebojów. Chyba w 85 roku usłyszałam pierwszy raz Kult w kawałku „Piosenka młodego wioślarza”- zapadło mi w głowę, do dzisiaj lubię Kazika Staszewskiego.
Ważne jeszcze były ciuchy, farbowałam tetrowe pieluchy z których mama mi szyła falbaniaste spódnice, chyba w 88 obcięłam na ¾ prawdziwe dżinsy!! hamerykańskie były, zdobyczne- rodzice mało spazmów nie dostali, ale jakoś przeżyli: D
Czemu uważam, że moje pokolenie robiło i nadal robi za stadko króliczków doświadczalnych?? Hmm, m. in dlatego, że wchodziliśmy w dorosłość wraz z przemianami ustrojowymi. To na nas uczono się gospodarki wolnorynkowej, to nam w dzieciństwie wpajano- pochyl głowę, bądź bierny ale wierny, po czym w życiu dorosłym musieliśmy się sami uczyć rozpychać łokciami. Czy mamy ciężko- na pewno lekko nie jest, ale…czy to warto??? Moim zdaniem warto było, ci którzy na styropianie nerki odmrozili nie zrobili tego na próżno. Jest piątkowy wieczór, mój 15 letni syn wraca właśnie po 7 dniowej wycieczce z Paryża do Polski. Mogę sobie wyjść na ulice i pogadać o tym co mi się nie podoba, nie oglądając się za siebie czy ktoś nie podsłuchuje. Jestem wolna, moje dziecko jest wolne, a wolny rynek sprawił, że mogę również zostać bezrobotną, mogę stracić pracę, ale mogę ją również komuś dać, jeżeli tylko będę na tyle operatywna żeby to zorganizować, mogę…Mogę wszystko!!! Więc było warto.
07.06.2009- dzień wyborów do parlamentu Unii Europejskiej- wy też możecie wszystko! Ale jednego nam nie wolno- nie wolno na wybory nie pójść!!!

Candy w Papier Mache Gallery


A dzisiaj słodkości rozdaje Joasia, zaglądnijcie do Niej, robi świetne rzeczy!:)

wtorek, 2 czerwca 2009

Candy u Daisy...

Daisy rozdaje
Daisy rozdaje takie ładności, wrzucam linka u siebie, ale pamiętajcie- to zielone losuję ja, bardzo mi spasowało do nowego wystroju sal00nu...

Dzień prawie jak codzień...

Wtorek, dzień prawie taki jak co dzień. Rano mycie….no dobra, szczegóły sobie daruję;)))
Przedzierałam się dzisiaj przez sztaby urzędników Urzędu Marszałkowskiego, a co- tam ze mną jeszcze nie mieli do czynienia, to i dzisiaj mogliśmy się bliżej zapoznać. Powiem wam, taki urząd to luCki jest. Ale od początku. Ponieważ od lutego (sic) pewnie źli ludzie zalegają mi z dość znacznymi płatnościami, wczoraj, kiedy upłynął ostateczny, dosłownie szósty z ostatecznych!! termin wypłaty dostałam białej gorączki. Projekt w którym brałam udział finansowany był ze środków EFS czyli jakby na to nie patrzyć najbardziej pewnych środków, robota zrobiona, kwity podpisane, a kasy jak nie było tak nie ma. Ponieważ mój zleceniodawca stracił w moich oczach wszystko, a już najbardziej wiarygodność, musiałam dzisiaj wziąć sprawy w swoje ręce i pogrzebać w tym UM żeby zasięgnąć jakiś wiarygodnych informacji. LuCki urząd do którego udało mi się dodzwonić naszpikowany był równie luCkimi istotami, które jak najbardziej chętne były do pomocy, nawet jeśli owa pomoc zmuszała do porzucenia bieżących spraw i do poszperania w dokumentach. Pierwszy raz mi się zdarzyło, że nie byłam zmuszona do zwracania się z pismem, nie musiałam przechodzić przez korowód poszczególnych sekretariatów. Po prostu poprosiłam o informacje, uprzejma pani kazała mi zadzwonić za 15 minut i gdy zadzwoniłam w wyznaczonym czasie- uzyskałam wszelkie informacje na których mi zależało…Do teraz nie mogę się otrząsnąć z tego szoku. Normalnie tzn choćby w moim lokalnym Urzędzie Miasta sprawy mają się tak, że sekretarka nie wie z kim połączyć, gdy już uda się dodzwonić do kogokolwiek kompetentnego okazuje się, że informacji nie udziela się telefonicznie. Trzeba się zwrócić z pismem, najlepiej jak pismo posiada jakąkolwiek pieczątkę, wtedy nabiera ważności i mocy…Hmm, miło się dzisiaj rozczarowałam uprzejmymi paniami z U. Marszałkowskiego…
Niestety informacje jakich mi udzieliły do najmilszych nie należały, w związku z tym, żeby nie dostać okur.u totalnego, wścieknięta poszłam przed pracą do ogródka, skopałam doopy chwastom, polałam na koniec randaupem, jutro kupie folie, zasypię korą- i wzdłuż podjazdu będę miała ładnie…Nie wiem co prawda jak będzie wyglądało pozostałe 16 arów mojego cholernego ogródka, ale przystrzyżona trawa póki co musi wystarczyć, no- i zagonek z korą, na razie tak być musi, a później się zobaczy. Zdjęcia chwastów oraz kory zamieszczę w specjalnej osobnej notce w terminie bliżej mi nie znanym; )

niedziela, 31 maja 2009

Przecierany weekend...











Idąc za przykładem Daisy, odważyłam się i ja. Przecierki z farby to faktycznie wielka frajda tymbardziej , że działałam na dopingu (czytaj wkurza mnie wszystko, a najbardziej mój mądż;):D No to i sobie tarłam,malowałam i znowu tarłam, a ostatnia warstwa farby to biel perłowa, zdjęcie jednak trochę przekłamuje i nie oddaje pełnej gamy kolorow jaką uzyskałam na tej Krzyneszce. I tak się bawiłam od piątku, dzisiaj wykończyłam wieczko lakierem szklącym. Szklany pojemniczek wpasował się niejako do kompletu, więc też go ż go machnęłam na błysk no i w efekcie końcowym powstał taki liliowy słodziaszek:)

piątek, 29 maja 2009

Kiecka i głupotki...











Piątek. Na polu ( w małopolsce jest pole na Waszym dworze;)) Tak więc na moim polu jest zimno jak diabli, deszcz pada, właściwie mogłabym znaleźć sobie jakieś pożyteczne zajęcie, no ale cóż fajniejszego od bloga może dla mnie istnieć na dzień przed weekendem i w taką pogodę. Prezentowana kiecuszka, która skutecznie poprawiła mi wczoraj humor jest koloru bardzo ciemno fioletowego, ale udało mi się rozjaśnić zdjęcie tak, żeby kolor właściwy kiecki był w miarę widoczny. Zdziałałam w tzw. chwili wolnej wieszaki dla sąsiadki, są w trakcie lakierowania świetnym i godnym polecenia Fluggerem. Jeszcze raz Ci dziękuję Jo-hanah za Twoje cenne wskazówki!:))lakier jest cudny! Gęściutki, mlecznobiały, no poezja po prostu- Dzięki, dzięki, dzięki )) Teraz jestem na etapie poszukiwania kraka sotillopodobnego w wersji oszczędnej, waham się między Dalą, a Heritage- no i tak się waham i głównie tym mi schodzi;))Nie wiem co w rezultacie zakupię, może Wy mi podpowiecie:>?
Sylwuś- nie umiem sobie wyobrazić Ciebie z super krótkimi włoskami...:))Jakoś zawsze kojarzysz mi się z rusałką nadmorską, spowitą w burzę loków )
Daisy, jesteś tak subtelną osobą, że Twój komentarz pod moim poprzednim postem prawie, że byłby mnie doprowadził do rumieńca iście dziewiczego;)Dziękuję;)
Agula- widze, że mamy podobne metody wychowawcze;))masz rację, niech się faceci łudzą, że to im chcemy się podobać;)))
Tyle na dzisiaj, bo kompletnie nie dzieje się dzisiaj nic godnego blogowej uwagi;)

czwartek, 28 maja 2009

Czego potrzeba Kobiecie...




Osoby dramatu;


Kobieta (czyli ja!)... i nikt więcej, bo to post o tym o czym dzisiaj mi się pomyślało;))


Akt 1- Kobieta winna była pójśc do kosmetyczki, zaniedbała się bowiem koszmarnie, chociaz Mężczyzna (jednak jest 2 osoba dramatu) nic na ten temat nie wspomniał. Ale Kobieta, jak to kobiety mają w zwyczaju wie lepiej o tym, co jej trzeba wydepilować i uskubać tu i ówdzie.


Akt2- Kobieta winna była pójśc do fryzjera, Kobiecie się wymyślił balejaż, chociaż Kobieta należy do naturszczyków i włosy zwykła farbować henną w domowym zaciszu. Pierwotnie Kobieta miała pomysł aby obciąć włosy, niemniej Mężczyzna zawetował, nie lubi Kobiety we włosach w wersji mini- mini.


Akt3- Kobieta używa googla oraz 2 szarych komórek i już wie, iż balejaż winien się komponować z jej kolorem oczu... i tu zaczyna się prawdziwy dramat- Bo niby skąd kobieta u licha ciężkiego ma wiedzieć jaki ma kolor oczu??Kolor oczu Kobiety zmienia się jak kameleon. Czasami Kobieta oczy ma szare, czasami zielone...jak patrzy w stronę słońca to kolor oczu ma błękitny, nie niebieski, nie bławatkowy- regularnie błękitny...kurde...


Akt4- Dobór fryzury- Kobieta ma kształt głowy okreslany mianem 'serduszka'...Kobieta odetchnęła z ulgą, że przynajmniej ma już jakiś pewnik, do kolejnej odsłony strony, na której kobieta dowiedziała się, że jej 'serduszko' to regularna ' gruszka'...Kobieta nie jest 'gruszka', kobieta nawet doopcię ma w 'jabłuszko' przecież każdy gUpi wie...gUpi wie i Kobieta wiedziała, nim nie zaczęła używać googla do pracy nad zmianą swojego wizerunku...


Akt5- Kobieta zaplanowała wizytę w salonie piękności, a nawet i obstalowała sobie termin wizyty. Ta wiekopomna chwila nastąpi we środę. Do tego czasu Kobieta już nie będzie kartkować sieci w poszukiwaniu ' cudownej' receptury na bycie piękną. Kobieta ma piękną dusze i starczy, a jakby komu było mało, Kobieta zapodała sobie dzisiaj jeszcze piękniejszą kiecuszkę, więc Kobiecie jest dzisiaj dobrze:))


Epilog- Ciężko być potrzebującą kobietą XXI wieku<><>




wtorek, 26 maja 2009

C'est la vie...

Zauważyłam, że Daisy zaprosiła mnie do zabawy w 4- ki, mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone, ale strasznie nie mam ochoty na taką zabawę: )
W ogóle ostatnio brak mi sił, az się zastanawiam czy to aby normalne jest, bo tak na ogół to bez problemu mogę zrobić 5 rzeczy jednocześnie koordynując w tzw międzyczasie jeszcze z 7 innych. No, a ostatnio klops;/ Wracam padnięta po pracy, odgrzewam obiad który gotuję raniutko, wrzucam coś do pralki i walczę z żelazkiem…hmm- czyli KOMPLETNIE NiC nie robię, a czuję się zmęczona. Samopoczucia również nie poprawił mi weekendowy odpoczynek, gdyż ten weekend należał do smutniejszych.
Wraz z moim synem braliśmy udział w uroczystości pożegnania jego szkolnej koleżanki.
15 letniej dziewczynki, która zginęła w wypadku samochodowym. Strasznie to oboje przeżyliśmy, syn wytrzymał tylko nabożeństwo żałobne, bramy cmentarza już nie był w stanie przekroczyć.
W tej smutnej uroczystości uczestniczyła większość gimnazjalistów ze szkoły do której uczęszczała Ania. Te biedne dzieciaki dla których świat dotychczas wydawał się być tylko zlepkiem kolorowych gazet i firmowych ciuchów chyba pierwszy raz w swoim młodym życiu zdały sobie sprawę z tego jak kruche owo życie jest i jak bardzo nieprzewidywalne. Nagle wszystkie ziemskie sprawy przestały być ważne. Duży kościół wypełniony po brzegi młodzieżą był najcichszym miejscem w jakim kiedykolwiek przebywałam.
Po całej uroczystości rozmawiałam z synem, który był bardzo oburzony faktem, że w kościele w którym jeszcze godzinę temu odbywał się pogrzeb- teraz biją radosne dzwony dla nowożeńców, wydawało mu się to bardzo niesprawiedliwe. Moje dziecko, któremu temat śmierci osób bliskich nie jest obcy raptem zdało sobie sprawę z tego, że życie NAPRAWDĘ nie składa się z samych radosnych- przewidywalnych chwil, że to NAPRAWDĘ jest tak, że ktoś się rodzi, a ktoś inny umiera, że życie toczy się swoim rytmem, rytmem na który nie mamy praktycznie żadnego wpływu. Myślę, że dla nas obojga ten szczególny dzień, słoneczna, a jakże smutna sobota, był dniem w którym oboje nauczyliśmy się czegoś nowego, nabraliśmy nowych doświadczeń, staliśmy się troszkę mądrzejsi.
Poniżej link do Pożegnania dla Ani- film stworzony przez Jej kolegów
http://www.youtube.com/watch?v=Z3oVpI82_OQ

czwartek, 21 maja 2009

Szybko...




Mój ulubiony wierszyk nosi właśnie taki tytuł!. zdałam sobie z tego sprawe wpisując w temacie słowo "Szybko" ...:))nie wiem czy znacie, ale zaczyna się od słów..."Szybko zbudź się, szybko wstawaj, szybko, szybko stygnie kawa...Szybko, szybko, bez hałasu, szybko, szybko nie ma czasu..." :D
Tak jak ja dzisiaj okropnie(!) nie mam czasu, ale mam wielką ochotę na wypróbowanie polecanego przez Daisy i Jo-hanah sposobu wklejania fotek, tak więc bez zbędnych słów….Przedstawiam już wylakierowane krzesło!:)) ten drobny detal w postaci nóg został dołączony dzisiaj, bynajmniej nie przeze mnie, a krzesło zostało obfotografowane przez miłego człowieka i tym samym mogę teraz przedstawić Wam ten mebel w całości.


ps. zaraz sobie wkleje linkĘ w oko,albo mi nie zalacza zdjec, albo wkleja jako aktywny link do albumu Picasa;/ popróbowałam aż smutek:D:D:D

niedziela, 17 maja 2009

Krzesło nr 2...




Teoretycznie powinno być tak, że rozsądna kobieta weekend winna spędzać zgodnie z przykazaniem i dzień święty święcić. W każdym domu, w którym oczywiście rozsądna kobieta ma swoje miejsce, przygotowywania do dnia niedzielnego rozpoczynają się w sobotę- Wielkimi Porządkami. W WP udział bierze oczywiście sama zainteresowana, gdyż pozostali domownicy, jak powszechnie wiadomo stworzeni zostali do Rzeczy Wielkich, a nie do pierdół typu; jazda na szmacie…Każda rozsądna kobieta winna również niedzielny poranek spędzić w gronie rodzinnym, opijając się smaczną kawusią, zakąszać słodkie rogaliki, które poprzedniego dnia, lecąc na pysk po WP własnoręcznie upiekła. Po smacznym śniadanku winna była się ulotnić, po to tylko, żeby w porze około obiadowej wdzięcznym szczebiotem poinformować rodzinę, że już pora na kolejne napełnianie brzuszków. Rozsądna kobieta nie powinna zakłócać spokoju niedzielnego wypoczynku durnymi uwagami o tym, ze garnki się same nie myją! To niedopuszczalne, wręcz karygodne przewinienie i absolutnie taki postępek nie jest godny rozsądnej kobiety!!!
A teraz stwierdzenie…
Nie jestem rozsądną kobietą…W domu mam bajzel nieziemski, moi chłopcy spędzają niedzielne przedpołudnie we własnym gronie bawiąc się w ASG, a ja bynajmniej nie snuję się w gustownym peniuarze...Ale pomimo wszystko czuję się dzisiaj bardzo szczęśliwa m. in dlatego, że krzesło nad którym siedziałam ostatnie 3 dni- uważam za skończoneJ) teraz pozostaje tylko „drobne” lakierowanie i tutaj prośba do Was- polećcie mi jakiś solidny lakier i niech cholernik nie żółknie, bo dotychczas zadowolona byłam z domaluxa…ale ostatnio tak skiepścił mi chustecznik, że aż smutek:/

ps. Dlaczego gdy chcę zamieszczać zdjęcia w dolnej cześci postu, one wskakują mi do góry???;/ kolejny smutek;/


środa, 13 maja 2009

Wymianka z maroccanmint...







Jaki czas temu wędrując po różnych forach i blogach na forum craftladies zachwyciłam się pracami Maroccanmint
Maroccanmint jest bardzo zdolną osóbka i wszystko co tworzy jest naprawdę sliczne, a mnie szczególnie urzekły szyte przez Nią patchworki. Dla mnie szycie jest czarną magią, guziki w domu przyszywa mój mąż, igła jako taka jest mi jednak znana, czasami wykonuję drobne hafty, ale szyc???Tylko wg jasnego schematu (jak np zszywanie poduszek na szpilki) - i na tym koniec! Wiedziałam więc, że sama nigdy w życiu nie będę w stanie stworzyć sobie najmniejszej choćby patchworkowej pracy, a marzyły mi się poduszki...Zaproponowałam więc wymiankę, ja dla maroccanmint skrzyneczkę , ona dla mnie poduszki. Moja radośc na wieść o tym, że maroccanmint zgodziła się na tego typu wymiankę była wielka, a od niespełna tygodnia jestem szczęśliwą posiadaczką takich oto arcydzieł patchworkowych!! Bardzo, bardzo się cieszę z tego powodu. I jeszcze raz, bardzo dziękuję Ci maroccanmint za Twoją pracę!!!!

PS. Krzesło juz odebrane, zamawiajacy zachwycony, fotki juz wylakierowanego mebelka- jak tylko wroci z lakierni:)