Wtorek, dzień prawie taki jak co dzień. Rano mycie….no dobra, szczegóły sobie daruję;)))
Przedzierałam się dzisiaj przez sztaby urzędników Urzędu Marszałkowskiego, a co- tam ze mną jeszcze nie mieli do czynienia, to i dzisiaj mogliśmy się bliżej zapoznać. Powiem wam, taki urząd to luCki jest. Ale od początku. Ponieważ od lutego (sic) pewnie źli ludzie zalegają mi z dość znacznymi płatnościami, wczoraj, kiedy upłynął ostateczny, dosłownie szósty z ostatecznych!! termin wypłaty dostałam białej gorączki. Projekt w którym brałam udział finansowany był ze środków EFS czyli jakby na to nie patrzyć najbardziej pewnych środków, robota zrobiona, kwity podpisane, a kasy jak nie było tak nie ma. Ponieważ mój zleceniodawca stracił w moich oczach wszystko, a już najbardziej wiarygodność, musiałam dzisiaj wziąć sprawy w swoje ręce i pogrzebać w tym UM żeby zasięgnąć jakiś wiarygodnych informacji. LuCki urząd do którego udało mi się dodzwonić naszpikowany był równie luCkimi istotami, które jak najbardziej chętne były do pomocy, nawet jeśli owa pomoc zmuszała do porzucenia bieżących spraw i do poszperania w dokumentach. Pierwszy raz mi się zdarzyło, że nie byłam zmuszona do zwracania się z pismem, nie musiałam przechodzić przez korowód poszczególnych sekretariatów. Po prostu poprosiłam o informacje, uprzejma pani kazała mi zadzwonić za 15 minut i gdy zadzwoniłam w wyznaczonym czasie- uzyskałam wszelkie informacje na których mi zależało…Do teraz nie mogę się otrząsnąć z tego szoku. Normalnie tzn choćby w moim lokalnym Urzędzie Miasta sprawy mają się tak, że sekretarka nie wie z kim połączyć, gdy już uda się dodzwonić do kogokolwiek kompetentnego okazuje się, że informacji nie udziela się telefonicznie. Trzeba się zwrócić z pismem, najlepiej jak pismo posiada jakąkolwiek pieczątkę, wtedy nabiera ważności i mocy…Hmm, miło się dzisiaj rozczarowałam uprzejmymi paniami z U. Marszałkowskiego…
Niestety informacje jakich mi udzieliły do najmilszych nie należały, w związku z tym, żeby nie dostać okur.u totalnego, wścieknięta poszłam przed pracą do ogródka, skopałam doopy chwastom, polałam na koniec randaupem, jutro kupie folie, zasypię korą- i wzdłuż podjazdu będę miała ładnie…Nie wiem co prawda jak będzie wyglądało pozostałe 16 arów mojego cholernego ogródka, ale przystrzyżona trawa póki co musi wystarczyć, no- i zagonek z korą, na razie tak być musi, a później się zobaczy. Zdjęcia chwastów oraz kory zamieszczę w specjalnej osobnej notce w terminie bliżej mi nie znanym; )
Przedzierałam się dzisiaj przez sztaby urzędników Urzędu Marszałkowskiego, a co- tam ze mną jeszcze nie mieli do czynienia, to i dzisiaj mogliśmy się bliżej zapoznać. Powiem wam, taki urząd to luCki jest. Ale od początku. Ponieważ od lutego (sic) pewnie źli ludzie zalegają mi z dość znacznymi płatnościami, wczoraj, kiedy upłynął ostateczny, dosłownie szósty z ostatecznych!! termin wypłaty dostałam białej gorączki. Projekt w którym brałam udział finansowany był ze środków EFS czyli jakby na to nie patrzyć najbardziej pewnych środków, robota zrobiona, kwity podpisane, a kasy jak nie było tak nie ma. Ponieważ mój zleceniodawca stracił w moich oczach wszystko, a już najbardziej wiarygodność, musiałam dzisiaj wziąć sprawy w swoje ręce i pogrzebać w tym UM żeby zasięgnąć jakiś wiarygodnych informacji. LuCki urząd do którego udało mi się dodzwonić naszpikowany był równie luCkimi istotami, które jak najbardziej chętne były do pomocy, nawet jeśli owa pomoc zmuszała do porzucenia bieżących spraw i do poszperania w dokumentach. Pierwszy raz mi się zdarzyło, że nie byłam zmuszona do zwracania się z pismem, nie musiałam przechodzić przez korowód poszczególnych sekretariatów. Po prostu poprosiłam o informacje, uprzejma pani kazała mi zadzwonić za 15 minut i gdy zadzwoniłam w wyznaczonym czasie- uzyskałam wszelkie informacje na których mi zależało…Do teraz nie mogę się otrząsnąć z tego szoku. Normalnie tzn choćby w moim lokalnym Urzędzie Miasta sprawy mają się tak, że sekretarka nie wie z kim połączyć, gdy już uda się dodzwonić do kogokolwiek kompetentnego okazuje się, że informacji nie udziela się telefonicznie. Trzeba się zwrócić z pismem, najlepiej jak pismo posiada jakąkolwiek pieczątkę, wtedy nabiera ważności i mocy…Hmm, miło się dzisiaj rozczarowałam uprzejmymi paniami z U. Marszałkowskiego…
Niestety informacje jakich mi udzieliły do najmilszych nie należały, w związku z tym, żeby nie dostać okur.u totalnego, wścieknięta poszłam przed pracą do ogródka, skopałam doopy chwastom, polałam na koniec randaupem, jutro kupie folie, zasypię korą- i wzdłuż podjazdu będę miała ładnie…Nie wiem co prawda jak będzie wyglądało pozostałe 16 arów mojego cholernego ogródka, ale przystrzyżona trawa póki co musi wystarczyć, no- i zagonek z korą, na razie tak być musi, a później się zobaczy. Zdjęcia chwastów oraz kory zamieszczę w specjalnej osobnej notce w terminie bliżej mi nie znanym; )
Hyhy, pojechałam dzisiaj do przyjaciółki, a tam ogródki (front- i rear-garden) wystrzyżone, kwiatki zasadzone, nawet trawki wyskubała spomiędzy płytek, chyba pazurami... Z mężem się pożarła i dostała nadludzkiej mocy. Widzę, że wściekłość wspomaga ogrodnictwo.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że gadzina żyjąca za cudzą kasę oberwie za swoje!
Lejdiś jak to ? zamieścisz fotki z ogródka w teminie Ci nie znanym ? Ja znam ten termin :-))) Dzisiaj jest środa,więc jeszcze pracujesz....ale sobotę masz wolną !!!! Wtedy będą zdjęcia ogródka :-))) No to jesteśmy umówione na sobotę !!!!
OdpowiedzUsuńDaisy - masz rację !!! Kłótnie z mężem DAJĄ MOC !!!! ,wiem to po sobie.Jeśli chodzi o gadziny żyjące za czyjąś kasę to ja niestety taką mam.Pomyka eleganckim autem za moją kase.Właściwie to połowa tego auta jest moja:-)) Będę musiała chyba zakasać rękawy i skończyć tę sprawę raz na zawsze....zwłaszcza,że planuję remont łazienki.
OdpowiedzUsuńTeraz się czuję tak, że mam ochotę zaśpiewać za królem Julianem z Madagaskaru; "Jestem robokrólem i w ogóle...mam moc, mam moc..."...:D:D:D
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczyny, a efekty swoich ogródkowych wyczynów faktycznie zilustruję w sobotę:))Pozdrawiam i miłej środy dla wszystkich!
No fakt! Fakt się człowiek wkurzy, to dobrze mieć ogródek ;)
OdpowiedzUsuńA gadzinę ścigaj bez litości! Kurcze... Chyba każda z nas ma takową... Wrrrr...
Pozdrawiam i czekam na fotki ogrodowe
ps Mam nadzieję, że tym razem uda mi się wysłać komentarz